Tak, byłam, widziałam, dotykałam. Spędziłam część nocy czekając na metro, które o takiej porze nie jeździ. Kolejny podryglliwy młodzieniec zdjął mi okulary.
Nie przeszkodziłam rosnąć sernikowi z bananem (pasują do siebie). Ukradłam ciuchy Gospodyni i wywróciłam wszystko do góry głową. Zrobiłam wywiad środowiskowy w poliakademiku i zobaczyłam SEKS. Dwukrotnie przeniosłam się w czasie: na przedwojenną WZ-kę i kremówkę z Duchem Przeszłych Świąt.
Nie przeszkodziłam rosnąć sernikowi z bananem (pasują do siebie). Ukradłam ciuchy Gospodyni i wywróciłam wszystko do góry głową. Zrobiłam wywiad środowiskowy w poliakademiku i zobaczyłam SEKS. Dwukrotnie przeniosłam się w czasie: na przedwojenną WZ-kę i kremówkę z Duchem Przeszłych Świąt.
Ale i tak najlepsza impreza odbyła się w warszawskim klubie FN*.
Muzykę miksowało tam jednocześnie wielu didżejów, których miksery miały co najmniej dziwne kształty. Ruszali się jakoś inaczej niż w dotychczas znanych mi klubach (się bywa, a co). Wystrój wnętrza też był specyficzny: ornamenty, lustra, plusz na (sic!) fotelach. Do tego dostałam papierowy bilet! Spragniona ekstrawaganckich doznań, poleciałam tam, w zachwycie zaciągając jednocześnie obstawę, sztuk: 2. I było warto!
Pierwszego wieczoru wstrząsneły nami 4 żywioły. Na szczególną uwagę zasługują mimika i alikwoty Kena Ueno, oraz tańczący mikser Kari Krikku (tańcząco miksującego zmysłowość Kaiji Saariaho). Następnego wieczoru Arnold Sch.! Jego Pierrot wyszedł na scenę oblaną blaskiem księżyca i zaczarował swoim przerażeniem. Uwiódł szczerością i jedwabną pidżamą. Po przerwie zmienił się w dużego chłopca, szukającego swojej śpiewomowy między księżycem a Wiolettą Villas... i tańczył między nimi... Arnold... i mówił mi w naszym języku i szeptał i skakał i wtopił się w fletowe frullato. I pocieszył mnie swoim umlautem; bo umlaut, jak wiecie, to gruba sprawa, gdy chodzi o Wiedeń...
*Zaprowadziłam do Filharmonii Narodowej koleżankę, która, wskazując diodę na budynku, stwierdziła z zaskoczeniem: „Patrz, a ja nie raz się zastanawiałam co to za oldschoolowy klub!”
11 komentarzy:
Zalety życia w wielkim mieście? :)
zalety zniżki studenckiej na pkp! ;D
Ja jeszcze we Wrocławiu nie odkryłam żadnych tego typu miejsc:(
MH ja tam Wrocka nie znam, ale wiem że jest świetna opera i świetny teatr muzyczny i świetne festiwale i fontanna, świetLna;D
Wszystko przed Tobą:D
Zniżki też są dobre ;D Ja posiadam uczniowską i korzystam :p
Zazdroszczę Ci tej możliwości bycia w "Wielkim Świecie" :-))) Pozdrowienia z malej mieścinki Cz-Dz. ;-)
Wiolu nie ma czego zazdrościć tylko wsiadać mi tu do pociągu i wio :D
Poza tym Cz-Dz i tak są najlepsze!:D
Och, zazdroszczę!!!
po przeczytaniu Twojego posta, przez głowę przeszła mi myśl : "ups, ze mnie to chyba stała się kura domowa"
poczekam aż mały trochę podrośnie i nadrobię:)
pozdrawiam cieplutko,
Ps: dziękuję za miłe słowa:)
I to jest właśnie życie w mieście.:D
Ciekawe spostrzeżenia.:D
Prześlij komentarz